wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział VIII


Miłego czytania :)

Drake zbladł. Tak smutnego nie widziałam go jeszcze nigdy.
Był przerażony. Trząsł się. Miranda obejmowała go i tłumaczyła, że nie chciałam, że nie muszę sobie o tym przypominać. To mnie zabolało. Moja własna przyjaciółka przeciwko mnie?
Ale zrobiło mi się go szkoda. Zrozumiałam, że to nie była jego decyzja. Ktoś oto prosił tylko pytanie, kto?
-Dobra nie ważne.- szepnęłam i położyłam rękę na głowie brata.- Uspokój się, proszę.
 Z trudem przełknęłam ślinę i odwróciłam od niego wzrok.
-Mirando zostań z nim.- szepnęłam.
Pobiegłam na górę założyć czyste ubrania. Pokój był w tak samo okropnym stanie jak go zostawiłam. Na wielkim ciemnym łóżku nadal leżała skotłowana fioletowa pościel. Koło mojego ulubionego mebla w całym domu stała szafka nocna, na której znajdowało się wszystko oprócz tego, co powinno na niej być. Według założeń mojej mamy na szafeczce powinien stać budzik, jakieś chusteczki, ewentualnie zdjęcia. Natomiast ja zrobiłam sobie z Niej taką małą graciarnie. Wszystko, co było nie potrzebne leciało na lub do tej szafki. Przez co panował na niej wieczny chaos.
Na lewo od łóżka stało moje hebanowe biurko. Nie było tak zagracone jak szafka, ale też pozostawiało wiele do życzenia.  Cały mój pokój zasługiwał na wielkie wiosenne porządki. Cóż spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem cholerną bałaganiarą, ale teraz nie miałam na to ani czasu ani ochoty.  Otworzyłam mały balkonik i wyszłam na zewnątrz. Zimne kafelki drażniły moje stopy. No tak, buty!
Szybko cofnęłam się po moje ukochane Conversy i założyłam je skacząc po całym pokoju. Gotowa do wyjścia. Stanęłam przed białą barierką na balkonie i zgrabnie zeskoczyłam na dół. No tak, po co używać drzwi?
Szłam powoli uliczkami rozświetlonego miasta. Atmosfera była zupełnie inna od tej rano. W tych godzinach Seattle tętniło życiem.  Mam nadzieję, że tym razem nic nie przerwie mojego spaceru.
Po chwili zastanowienia wkroczyłam do mojej ulubionej kawiarni.
-Scarlett!- wykrzyknęła dziewczyna za ladą i uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Cześć Kate!- kiwnęłam głową w jej stronę.
Szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny i pocałowałam ją w policzek.
Zajęłam moje ulubione miejsce tuż przy oknie i wpatrywałam się w nie.
Nie musiałam składać zamówienia, żeby dostać to, co chciałam. Przychodziłam tu tak długo, że gdy tylko Kate widziała mnie w drzwiach już szykowała dla mnie napój, który odpowiadał mojemu nastrojowi. Zazwyczaj trafiała w dziesiątkę!
Tym razem postawiła mi przed nosem espresso macchiato, które w jej wykonaniu smakowało niczym nektar bogów.
-Dziękuję kochana.- mruknęłam i zabrałam się do powolnego delektowania się napojem.
Musiałam przemyśleć cały ten dzisiejszy poranek. Poprosiłam przyjaciółkę o kawałek kartki i długopis.
Wręczyła mi je chętnie i bez pytania. Od razu zaczęłam notować;

-Spotkałam chłopaka z moich snów, który wcześniej uratował mnie przed śmiercią we własnym domu.
-Przeze mnie zginęła młoda niewinna dziewczyna.
-Ktoś chcę mnie zabić.
-Drake wymazał mi wspomnienia.

-Musiał to zrobić.- usłyszałam cichy szept nad moim uchem.
Wzdrygnęłam się i odruchowo zgniotłam kartkę. Wcisnęłam ją jak najgłębiej do kieszeni spodni. Za mną stał Harry z nonszalanckim uśmiechem.
-Co?- szepnęłam.
-Musiał to zrobić. On by Cię zniszczył.- powiedział i zajął miejsce naprzeciwko.- Jesteś strasznie naiwna Scarlett.
-Umiem zadbać o siebie sama.- warknęłam.
-Oh, nie wątpię w to.
Prychnęłam i odwróciłam wzrok. Kłamał, nie musiałam patrzeć na jego aurę, żeby to wiedzieć.
-Mogę Ci zapewnić, że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.- powiedział i poczochrał moje idealnie ułożone włosy.
-Harry, naprawdę nie mam teraz ochoty na rozmowy.- jęknęłam.
-Ale ja mam.-odpowiedział.
-Dobrze. W takim razie to ja wyjdę.
Rzuciłam przelotne spojrzenie Kate i wyszłam z lokalu zła na samą siebie. Choć po części na Harry’ego. Nie lubię go. Nie ważne, że jego zadaniem jest mnie chronić. Naburmuszona jak małe dziecko skierowałam się do lasu. Najwidoczniej tylko tam mogłam być sama. Szłam instynktownie omijając każdy mały korzeń wyrastający mi pod nogami. Znałam w tym lesie każde drzewo, każdy większy kamyk. Nawet miałam swój ulubiony. Tuż nad rzeką. To na nim siadałam, gdy byłam mała, żeby pomyśleć. Ale tym razem kierowałam się do wyznaczonego celu. Na piękną zieloną polankę w środku lasu. Odkąd sięgam pamięcią przychodziłam tutaj. Nie wiem skąd znałam to miejsce. Po prostu znałam i już.  Rozsiadłam się wygodnie na chłodnej trawce i wpatrywałam się w niebo.
Byłam tak zaabsorbowana wsłuchiwaniem się w leśną ciszę i śpiew ptaków, że zapomniałam o tym, że tutaj także biegnie czas.
A może by tak?- pomyślałam i wzbiłam się w górę.
Właśnie w takich momentach czułam, że mogę wszystko. Unosiłam się nad polanką radośnie poruszając białymi wielkimi na dwa metry, śnieżnobiałymi skrzydłami.
Zaśmiałam się z własnego zaskoczenia i euforii. Jeszcze raz niech ktoś mi powie, że latanie nie jest przyjemne.
-Widzę, że korzystasz z życia aniołeczku?
Głos, który przerwał moją radość był zimny. Nie było czuć w nim, ani grama zaskoczenia. Przerażona spojrzałam w dół.
-Nie za dużo emocji jak na jeden dzień?- szepnęłam.
Nagle coś ciężkiego rzuciło się na mnie i zwaliło na ziemię. Odruchowo schowałam skrzydła i zaczęłam się bronić.
-Przestań.- syknął mi do ucha.
Posłuchałam się go. W końcu już raz uratował mi życie. Może tym razem mnie nie zabije.  Chłopak odłożył mnie delikatnie na ziemię i ruszył w kierunku kobiety w średnim wieku. Przede mną rozegrała się scena walki. Na chwiejnych nogach zaczęłam się zbliżać do dwóch walczących postaci. Ledwo mogłam ich rozróżnić. Ich sylwetki zlewały się w jedną przez prędkość, z jaką obydwoje atakowali.
Po chwili kobieta zniknęła. Mój wybawiciel podszedł do mnie ocierając nadgarstkiem krew, który spływała mu przy kąciku ust.
-Słuchaj, nie mogę cały czas cię pilnować.- syknął.- Wiem, że masz swoich speculatorów (łac. Strażników), czemu nie ma ich przy tobie, teraz?! Ty też powinnaś na siebie troszeczkę bardziej uważać!
Patrzyłam na niego z otwartymi ustami.
-Kim jesteś?- szepnęłam.
-To nie jest teraz ważne. –machnął ręką.- Nie rozumiesz, że tu chodzi o twoje życie?! Musisz byś ostrożna. Grozi Ci niebezpieczeństwo.
-Jak masz na imię?- pisnęłam.
Chłopak przeczesał ręką włosy i spojrzał na mnie sowimi dwu-kolorowymi oczami. Dla mnie to był jego znak rozpoznawczy.
-Christian. Mam na imię Christian.- szepnął i znikł tak samo szybko jak się pojawił.
Dopiero teraz zauważyłam, że robi się już ciemno. Wstałam i zaczęłam biec nie oglądając się za siebie. Byłam zła. Ten chłopak ma wahania nastrojów jak kobieta w ciąży! Co on sobie myśli?! Tak po prostu zjawia się w moim życiu i przewraca je do góry nogami jeszcze bardziej!
Zdyszana dobiegłam do domu. Drake i Miranda chyba gdzieś poszli, bo nie było ich w pokoju. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki z szynką i serem. Zaniosłam talerzyk do salonu i rozłożyłam się na fotelu. W wiadomościach właśnie mówili o zabójstwach. Zdenerwowana wyłączyłam telewizor i ruszyłam na górę. 
W korytarzu na lustrze wisiała mała żółta karteczka „Pojechałem odwieźć Mirandę wrócę za niedługo”. Prychnęłam i ją zgniotłam.
Nie miałam ochotę na przesłuchanie przez brata. Rodzice zapewne byli w pracy. Przynajmniej o nich nie musiałam się obawiać. Wzięłam szybki prysznic i starałam się opanować emocję, jakie za każdym razem wzbudzał we mnie tajemniczy chłopak.
-Christian.- szepnęłam i zasnęłam.
__________________________________________
Okej, naprawdę Was kocham :* Dlatego dostajecie ode mnie codziennie nowy rozdział :D
Bardzo się cieszę z ilości komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że tutaj też tyle będzie :)
Wchodźcie do zakładki bohaterowie :3

3 komentarze:

  1. Genialne genialne i jeszcze raz genialne !
    Ja chcę następne jak najszybciej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojeee Klaudus jestem zakochana w tym. Powinnas kiedys wydac ksiazke :D błagam zrób to dla mnie <3 kocham Cie kooocie :3

    OdpowiedzUsuń