środa, 12 września 2012

Rozdział XII cz. 1


Następnego ranka poczułam się jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Dopiero teraz pojęłam na co się zgodziłam. Przyjęłam zaproszenie prawie, że obcego chłopaka. Nie wiem o nim praktycznie nic. Za to on o mnie wie zdecydowanie za dużo.
-Kim on do cholery jasnej jest?!- wykrzyknęłam bezradnie.
Na śniadaniu nie przełknęłam nic. Mama i Drake patrzyli na mnie  zaskoczonym wzrokiem co jakiś czas wymieniając między sobą zaskoczone spojrzenia.
-To, że zazwyczaj jem za trzech nie oznacza, że czasem mogę nie mieć apetytu.- burknęłam.
-Coś nie tak w szkole?- zapytał tatko z nad gazety.
-Tak, to znaczy nie! W szkole wszystko ok.- powiedziałam.
Widząc naglący wzrok Drake szybko i zręcznie zmieniłam temat.
-Jadę zaraz do Mirandy. Mamy test w środę i chcemy trochę się pouczyć, okej?
-Jedź i baw się dobrze.- powiedziała mama uśmiechnięta.
Musiałam zablokować swoje myśli przed bratem, bo inaczej odkrył by kłamstwo.  Od Mirandy też raczej niczego się nie dowie, bo wtajemniczyłam ją w cały plan. Kilkanaście minut później siedziałam już w samochodzie.  Drżącą ręką kurczowo ściskałam kierownicę. Nie byłam pewna czego mogę się spodziewać po Christopherze. Szybko ruszyłam do przodu bojąc się, że zaraz się rozmyślę. Całą drogę do jego domu przesiedziałam jak na szpilkach. Potem kolejne 5 minut siedzenia w wyłączonym samochodzie i patrzenia się w przestrzeń. Dopiero po chwili zdecydowałam się wyjść. Ogrom i piękno domu prawie, że powaliły mnie na kolana. Nie dość, że był duży to jeszcze ciemny i przerażający.
 Wyglądał, jak willa. Nie wiedziałam, że Chris ma aż tak bogatych rodziców. Niepewnie zastukałam do drzwi. Już po chwili otworzył się ukazując najpiękniejsze miejsce jakie w życiu widziałam. Nie mogłam się powstrzymać i wydałam z siebie jęk zachwytu. Lokaj, który wpuścił mnie do domu był już starszym mężczyzną . Świadczyły o tym jego pokryte siwizną włosy i jasne zmęczone oczy.
-Ty jesteś zapewne panienka Scarlett.- powiedział kłaniając się nisko. – Pan Christopher oczekuję na Ciebie w salonie. Proszę za mną.
Oficjalny ton mężczyzny zbił mnie trochę z tropu. Ale ruszyłam za nim. Cały czas rozglądając się dokoła. Wnętrze utrzymane było w stonowanych acz wyrazistych kolorach.  Obrazy na ścianach wyglądały jak te w pałacu królewskim. Portrety prawdopodobnie dziadków i pradziadków Christophera mnie przerażały. Każdy z nich miał w sobie coś co kazało mi uważać.
-Panie, panienka przyszła.- głos majordomusa wybudził mnie z zamyślenia.
Powoli uniosłam wzrok i go zobaczyłam. Siedział na fotelu z czerwonym obiciem. Miał na sobie czarny uwydatniający jego mięśnie podkoszulek i zwykłe dżinsy. Nie wiem czemu, ale na ten widok moe serce przestało przez chwilę bić.
___________________________

Taki o króciutki,  żeby pokazać wam, że wywiązuje się z obietnicy :* Przepraszam Was jeszcze raz :c +obiecuję poprawę :c. Jutro postaram się napisać więcej, ok?


xoxo Klaudia
( za dużo plotkary XD)

Boże boże przepraszam Was :((((

JEJKU STRASZNIE CHOLERNIE MOCNO WAS PRZEPRASZAM :(
NIE WIEM CO WE MNIE WSTĄPIŁO, ŻE PRZESTAŁAM TO PISAĆ I WAM NIC NIE NAPISAŁAM :C MAM NADZIEJĘ, ŻE MI WYBACZYCIE. :C To WSZYSTKO PRZEZ PRZEPROWADZKĘ, ZMIANĘ SZKOŁY. MOGĘ WAM DAĆ FRAGMENT ROZDZIAŁU, ALE ON NIE JEST NAZBYT CIEKAWY. :( ALE LEPSZY RYDZ NIŻ NIC. MAM NADZIEJĘ, ZE KTOŚ TO WGL NADAL CZYTA I ŻE MI WYBACZYCIE AJM SOŁ SORRYY :C

Wasza kochana Klaudia c:

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział XI


Drake stał w progu i patrzył na mnie wyczekująco. Po chwili podszedł do mnie i mocno przytulił.
Nie broniłam się.

-Nie jestem dobrą siostrą.- powiedziałam.
-Ani ja dobrym bratem.-dodał.
-Ale to Cię nie usprawiedliwia.- wyszeptałam.
-Wiem, nie powinienem podejmować za Ciebie decyzji.
-To tyle, co masz mi do powiedzenia? A to jak się zachowałeś dzisiaj przy Christianie?
Odsunął się ode mnie i złapał mnie za ramiona. Jego twarz wykrzywił ból.
-On Cię zniszczy!
-Co ty w ogóle mówisz? Nawet go nie znasz! -warknęłam.
Chłopak skulił się i ponownie mnie przytulił. Zawsze tak było najpierw miał ochotę wbić mi nóż w plecy, a potem szaleńczo się o mnie martwił. Tak samo jak rano. No cóż, ale takie były uroki jego drugiej natury. Abbadon przez długi czas był związany z szatanem. Dopiero później odwrócił się od niego stając po stronie Boga. Przy moim boku.  Powiązania między aniołami są dziwne, doprawdy.
Uriel i Gabriela są moimi prawdziwymi rodzicami. Na tyle ile możemy użyć słowa „prawdziwymi”. Każdy Anioł pochodzi od Boga i wszyscy to wiemy. Tyle, że my odradzamy się w tych swoich nowych wcieleniach, co jakiś czas, ale wszystko pozostaje takie same, jeśli chodzi o rodzinę. Gdy pojawia się nowy Anioł zostają wybrani dla niego tak zwani opiekunowie. W moim przypadku Uriel i Gabriela. Wtedy nadawane jest mu też odpowiednie imię. Ale przez te kilka tysięcy lat można przyzwyczaić się do swoich rodziców. Po pewnym czasie wierzymy, że jest tak naprawdę. Jednak ja i Drake jesteśmy prawdziwym rodzeństwem. Różnica wieku między nami to tylko przykrywka dla śmiertelników. Jesteśmy bliźniakami, ale nie ma w nas nic podobnego. Dlatego Catherine i  Matthew wymyślili tą bajeczkę o dwóch latach między nami. Mimo tych ciągłych sprzeczek jesteśmy wobec siebie lojalni.
-Masz rację przepraszam.
 Ponowne przeprosiny chłopaka przerwały moje rozmyślania. Zerknęłam na zegarek. Nie wiem jak to możliwe, ale było już po północy. Z uśmiechem na ustach wyrzuciłam brata z pokoju i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Słowa Christiana odbijały się echem po mojej głowie;
Nie uciekniesz przed przeznaczeniem.
Miał rację, miał cholerną rację. Powoli zaczynałam odpływać. Nie jestem pewna, czy już spałam, czy jeszcze nie w każdym bądź razie usłyszałam ciche stukanie w szybę.
-Harry?- wyszeptałam.
To jedyne, co teraz przyszło mi do głowy. W końcu już raz siedział na moim parapecie.
-Obiecuję, że jeśli będziesz to ty osobiście urwę ci głowę.
Niepewnie chwyciłam uchwyt od balkonowych drzwi i wyszłam na zewnątrz. Chłodne płytki drażniły moją ciepłą skórę.
-W tej chwili jesteś łatwym celem dla każdego podążającego za tobą upadłego.- powiedział znajomy głęboki głos.
Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. Chris zgrabnie przycupnął na barierce jakby lekceważąc to, że jest późno w nocy i że jestem w samej zwiewnej miętowej koszulce. Chociaż nie tego nie zlekceważył.
Jęknął przeciągle taksując mnie wzrokiem i rzucił we mnie swoją skórzaną kurtką.
-Zrób mi przysługę i załóż to na siebie.
Bez słowa przyjęłam prezent i zarzuciłam go na siebie. Pachniała słodką lawendą. Mimowolnie się uśmiechnęłam, ale moje szczęście nie trwało długo. Przypomniałam sobie, że stoję pół naga na balkonie w towarzystwie prawie obcego mi chłopaka. Ale nie byłam na niego zła jak na Harry’ego wręcz przeciwnie. Byłam zadowolona z jego wizyty.
-Po, co przyszedłeś?- zapytałam.
-Twój braciszek zabrał mi Ciebie nim zdążyłem się tobą do końca nacieszyć.-mruknął.- Poza tym chcę cię ostrzec i powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Zaśmiałam się.
-Wiesz Drake mówi, co innego. Cały czas powtarza, że mnie zniszczysz, że przez ciebie zginę.
Na moje słowa twarz chłopaka spochmurniała.
-Słuchasz mnie, czy wiecznie zazdrosnego braciszka, który traktuję swoją młodszą siostrzyczkę jakby miała pięć lat?
Niestety musiałam mu przyznać rację.  Drake zaczynał traktować mnie poważnie dopiero w walce.
-Ciebie.- jęknęłam.
-Świetnie. Dobrze by ci zrobiły regularne treningi. Czas by przebudzić twoje prawdziwe moce. Twój brat ma rację. Nie poradzisz sobie z demonami z twoją obecną wiedzą. Dlatego trzeba Cię podszkolić. Jaki jutro mamy dzień?
-Sobotę?- odparłam niepewnie.
-Sobota, oh to wspaniale! Może zechciałabyś mnie jutro odwiedzić? Poćwiczymy troszeczkę.- zaproponował.
-Myślę, że starczą mi domowe treningi i ochrona Sulivanów.
-Nie, właśnie chodzi o to, że ci nie starczą! A Ci marni Speculatorzy w niczym Ci nie pomogą. Powiedz mi, czy choć raz byli tam gdzie ich potrzebowałaś?
Po część Chris miał sporo racji. Zawsze to on mnie ratował.
-Okej.- wyszeptałam.- Daj mi adres jutro przyjadę.
Chłopak uśmiechnął się i zapisał na kartce jak dojechać do jego domu.
-Mam nadzieję, że nie uciekniesz jutro z krzykiem.- powiedział i pocałował mnie w policzek.- Do zobaczenia Amitiel.
Nie lubiłam, gdy ktoś w niepotrzebnych sytuacjach używał mojego prawdziwego imienia. Ale to, w jaki sposób on je wypowiadał było takie, takie piękne. Chłopak zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Na miękkich nogach wróciłam do łóżka i postarałam się zasnąć.
____________________________________________
Nie wiem czy mi się podoba, czy nie xd. Ze specjalną dedykacją dla głupiutkiej Weroniki, bo chciała ♥
PRZYPOMINAM, ŻE RODZICE BLIŹNIAKÓW TO
URIEL ----> Matthew Thompson
GABRIELA ----> Catherine Thompson 

poniedziałek, 2 lipca 2012

Rozdział X


Siedziałam na kanapie patrząc w przestrzeń i kuląc się w sobie.
-Nie jesteś tu bezpieczna wiesz o tym dobrze, Scarlett. Musimy się stąd wynieść. Proszę.- szepnął tata.
Z każdym jego słowem rósł we mnie gniew. Sytuacja się powtarzała. Znowu.
-Czy ja dość nie wyraźnie powiedziałam, że nie wyprowadzę się stąd?!- warknęłam.- Kocham tych ludzi. Nie mogę ich zostawić. Nie chcę uciekać.  Jeśli chcecie wyjechać ze mną najpierw musicie mnie zabić.
Ostatnie słowa prawie wyszeptałam.
Drake podbiegł do mnie i chwycił za koszulkę tuż przy szyi.
-Cholera jasna! Dziewczyno, zobacz, co ona zrobiła ze mną! Pomyśl, co może zrobić tobie!
-Puść mnie.- wysyczałam.- Nie będę uciekać.
-Nikt tu nie mówi o ucieczce!- krzyknął mi prosto w twarz, za co zrewanżowałam się siarczystym policzkiem.
Chłopak walczył z chęcią oddania mi, ale dwa razy mocniej.
-Nie! I jeszcze raz nie! Dajcie mi spokój! Mam Harry’ego i Louisa!-krzyknęłam i pobiegłam na górę.
Drake wyprzedził mnie w kilka sekund i zagrodził mi wejście po schodach.
-Dosyć.- warknęłam.
Moje włosy uniosły się od zgromadzonej energii, która wystrzeliła z moich rąk jak błyskawica odrzucając Drake na bok. Rodzice zlekceważyli to i udawali, że nic się nie stało. Jak zawsze.
Korzystając z nieprzytomności Drake weszłam zdyszana na górę i zamknęłam drzwi.
Powoli osunęłam się po ścianie. Zużycie energii i latanie dało się we znaki. Byłam zmęczona i roztrzęsiona. Kocham mojego brata, ale czasami inaczej się z nim nie da. Po policzkach spływały mi łzy niepokoju, a może i strachu?
Nie miałam ochoty na prysznic. Postanowiłam, ze umyję się rano. W ubraniach położyłam się do łóżka. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam.
Napięta atmosfera unosiła się w powietrzu także rano.  Gdy tylko zeszłam na śniadanie Drake obrzucił mnie swoim spojrzeniem typu; „Mam ochotę Cię zabić, ale niestety nie mogę tego zrobić”.
Posiłek zjedliśmy w ciszy przerywanej przez znaczące chrząknięcia taty chcącego nas jakoś nakłonić do rozmowy, ale niestety nie dał rady. Z zadowoleniem uniosłam w dłoni srebrno-czarne kluczyki do toyoty mojej mamy.  Przynajmniej nie musiałam z nim jechać do szkoły.  Wyszłam z domu podśpiewując melodię ulubionej piosenki.  W samochodzie włączyłam radio na full starając się zagłuszyć myśli Drake. Cały czas upominającego mnie, bym zwolniła i uważała na drodze.
Najpierw najchętniej wyrzuciłby mnie przez okno przejechał samochodem, sprawdził czy żyję i jeszcze raz przejechał, a teraz przejmuje się tym jak kieruję.
Wkurzona i już do końca zniszczonym humorem zatrzymałam się pod szkołą. Jak strzała wyleciałam z parkingu, byleby tylko nie spotkać brata.  Ominęłam Mirandę z pytającym wyrazem twarzy i już normalnym krokiem wkroczyłam do szkoły.
Silne klepnięcie po plecach sprawiło, że zgięłam się w pół.
-Nie możesz mnie tak omijać.- warknęła Mir.
-Nie masz prawa mnie tak cały czas bić.- jęknęłam rozmasowując obolałe miejsce.
-Co się stało?- zapytała.
Jej głos złagodniał i stał się bardziej troskliwy.
Opowiedziałam jej wszystko, czego dowiedziałam się od rodziców nie pomijając pomysłu Drake. Miała prawo wiedzieć.
-Kochana.- mruknęła i mocno mnie przytuliła.
Drake pojawił się niedaleko nas, ale widząc spojrzenie Mirandy szybko cofnął się o parę kroków i poszedł w swoją stronę.  Dziewczyna poklepała mnie po ramieniu i ruszyła za nim.
Z głębokim westchnięciem wyjęłam z szafki książki i wrzuciłam je niedbale do torby. Brzęk szafki, o którą opierała się nowo przybyła osoba zmusił mnie do spojrzenia w górę.
On tam stał. Przyglądał mi się swoimi pięknymi oczami. Nasze twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów.
-Christian.- szepnęłam.- Co ty tu robisz?
-Jestem tu nowy. Wiesz, przydałby mi się ktoś, kto by mnie oprowadził.- wymruczał.
Jego głos sprawił, że po plechach przeszły mnie ciarki. Ma tak piękne usta. One tak kuszą.
Odskoczyłam od niego, na co najmniej metr.
-Nie zbliżaj się do mnie, okej?- poprosiłam grzecznie.
-Czemu?- zapytał i zrobił krok w moją stronę.- Chyba się mnie nie boisz?
Głośno przełknęłam ślinę. Dopiero teraz zauważyłam, ze byliśmy widowiskiem numer 1 na szkolnym korytarzu. Tylko czekać, aż pojawi się tu Drake.
-Kusisz dziewczyno.- szepnął.
Zszokowana oparłam się o szafkę.
-Znamy się zaledwie parę… Nie czekaj my w ogóle się nie znamy!- powiedziałam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.
Z każdym słowem zbliżał się coraz bardziej, więc znowu staliśmy blisko, zdecydowanie za blisko.
-Odsuń się od niej.- syknął Drake nagle zjawiając się za moimi plecami.
-Oh troskliwy braciszek znowu w akcji?- zapytał Chris.
Nie jestem pewna ile czasu tak stali i mierzyli się wzrokiem. Ale wyglądało to dosyć groźnie.
-Po, co wróciłeś?- warknął.
-Chcę być przy niej. Nie rozumiesz, że wy nie dacie rady jej ochronić? Ze mną, chociaż będzie bezpieczna!- powiedział Christian.
Widziałam jak mój brat składa rękę w pięść. Walczył z samym sobą, by go nie uderzyć.
A ja nie zrobiłam nic. Stałam tam jak głupia.
-Skąd wy się znacie?- wyszeptałam.
Christian spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem. Za to oczy Drake ciskały pioruny.
-Dowiesz się w swoim czasie.- powiedział ten drugi.
Chris drgnął i spojrzał wprost na mnie.
-A może jednak teraz?- zapytał zachęcająco i podał mi rękę.- Wystarczy jedno słowo Scarlett.
Kusiło mnie, by go dotknąć przytulić, pocałować i nigdy nie wypuścić go ze swoich objęć. Chciałabym z nim pójść. Dowiedzieć się wszystkiego.
Pomiędzy nami wkroczył Drake.
-Idziemy.- powiedział i złapał mnie za rękę.
Pozwoliłam mu się prowadzić. Cały czas patrzyłam na Christiana. Stał i tak po prostu na mnie patrzył, ale to, co czułam, gdy czułam na sobie jego wzrok było chore i po części przerażające.
Drake nie odezwał się do mnie słowem. Nie musiał. I tak miałam ochotę mu przywalić.  Cały czas decydował za mnie.
Przez resztę dnia nie mogłam się skupić. Niestety okazało się, że ani jednej lekcji nie będę mieć z Chrisem. Byłam tak załamana tym odkryciem, że aż musiałam wyjść ze szkoły wcześniej. Mimo wczorajszych i przedwczorajszych nieobecności po raz kolejny nie poszłam na fizykę i chemię.
W domu nie było nikogo, kto mógłby przerwać niczym niezrażoną ciszę.  Usiadłam na kanapie i rozmyślałam o wszystkim. A tak naprawdę o Christianie. Nadal nie byłam pewna, czemu ten chłopak wzbudza we mnie tak silne emocje. Gdy tylko usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza ulotniłam się do pokoju. Było już dobrze po osiemnastej, więc poszłam wziąć prysznic. Oczywiście cały czas unikając brata. Zadowolona z siebie wróciłam do pokoju i rozłożyłam się na łóżku.
Ciche pukanie do drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości.
-Możemy pogadać?- zapytał Drake powoli wsuwając się do pokoju.
Machnęłam ręką i powiedziałam:
-Jasne.
Niestety całe życie nie możemy się ukrywać. Dlatego nastawiłam się na długie kazanie.
_______________________________________
Bardzo przepraszam, że nic nie dodawałam, ale nie miałam dostępu do internetu. Muszę być z wami szczera ten rozdział mi nie wyszedł :v. Bardzo się cieszę z liczby komentarzy pod poprzednim postem, pis jou kociaki ♥

środa, 27 czerwca 2012

Rozdział IX


Ciche pukanie wybudziło mnie ze snu.
-Kto?-zapytałam zła.
Przed drzwiami stała Miranda z miną smutnego psiaka.
-Co się stało?
-No, bo wczoraj nie zachowałam się jak prawdziwa przyjaciółka.- powiedziała i przysiadła na krawędzi łóżka.
-Przestań.- machnęłam ręką.- Jesteś wspaniałą przyjaciółką.
-Wiem, że nie.- mruknęła niczym zraniony kociak.-Tak sobie pomyślałam, że może dziś też zrobiłybyśmy sobie wolne?
-Jasne! Czekaj tylko się ubiorę!
Miranda uśmiechnęła się do mnie promiennie i wyszła z pokoju. Słyszałam jej lekkie stąpanie po schodach, a potem rozmowę z Drakiem.  Po porannej toalecie i założeniu ubrań zeszłam do salonu gdzie czekała na mnie przyjaciółka.
-Gdzie rodzicie i Drake?- zapytałam rozglądając się dookoła.
Dziewczyna wyglądała na zmieszaną.
-Em, oni pojechali, pojechali do miasta…na zakupy.-wydukała.
Nie trzeba być aniołem prawdy, żeby wiedzieć, że kłamała. Ale postanowiłam jej tym nie męczyć.
-Zrób mi śniadanie, proszę.-jęknęłam i posłałam jej swój najpiękniejszy uśmiech.
Dziewczyna spojrzała na mnie spod byka, ale poszła do kuchni przygotować dla mnie najważniejszy posiłek dnia. Kolejna rzecz, za którą ją kochałam; wspaniale gotowała! A jeśli gotowała dla mnie było jeszcze lepiej.
-Kocham Cię!-wykrzyknęłam za nią.
Mogłabym przysiąść, że Miranda posłała pod nosem kilka przekleństw na mój temat, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Rozsiadłam się wygodnie na wielkiej kanapie i włączyłam mój ulubiony serial.
-Nate zrozum ona Cię kocha!- wyszeptałam w poduszkę. -Moje życie straciło sens!
To był ostatni odcinek Plotkary. Teraz muszę czekać na kolejną serię. Nie mogłam pogrążyć się w moim smutku i zacząć jeść pyszne ciepłe śniadanko. Bo ten leń jeszcze mi go nie zrobił. Nie, wcale nie traktuje jej jak prywatnej kucharki.
-Miranda, pomóc Ci?- zapytałam niepewnie.
-Nie!- odkrzyknęła.
-I co ja mam teraz robić?
Głośny pisk przyjaciółki otrzeźwił moje zmysły. Natychmiast zerwałam się z kanapy i pobiegłam do kuchni. W myślach miałam już obraz nieżywej Mirandy leżącej na brązowych kafelkach.
Widok, który tam zastałam był zupełnie inny.  Przy stole siedzieli Louis i Harry wyglądali na nieźle rozbawionych całą sytuacją. Na podłodze leżała patelnia z moim śniadaniem.
-Niee!- krzyknęłam.- Moje śniadanie!
-Co oni tu robią?- zapytała zszokowana Miranda.- Myślałam, że ich nie znasz.
-Co z moim jedzeniem?-warknęłam i spojrzałam na chłopaków.-To wasza wina!
-Hej aniołku spokojnie. Mogę ci coś ugotować jak chcesz.-zaproponował Harry.
Louis roześmiał się w głos.
-Ty nawet ryżu nie umiesz ugotować!-powiedział.- Zostaw to mi, Scarlett.
Blondyn wyrzucił nas z kuchni i zamknął drzwi. Mir nadal była zszokowana niespodziewanym gośćmi. Zapomniałam opowiedzieć jej o strażnikach.
-Co do to cholery było?- zapytała.
-Przepraszam byłam strasznie głodna, a jak zobaczyłam tą jajecznicę na podłodze.-przerwałam, gdy zobaczyłam jej wzrok.-A chodziło ci o nich? To speculatorzy, których zadaniem jest chronić takich jak ja, czyli anioły.
-My akurat musimy zajmować się nią.- jęknął Harry
-O, współczuję Wam!-szepnęła Miranda.
Już miałam jej coś odpowiedzieć, ale do salonu wszedł Louis, cóż jemu przygotowanie śniadania zajęło dużo mniej czasu niż Mirandzie. Postawił mi przed nosem talerz z jajecznicą.
Z chęcią zaczęłam pałaszować. Na początku przeszkadzał mi błagalny wzrok Harry’ego mówiący „Jestem biednym człowiekiem, daj trochę”, ale potem udało mi się go dość zgrabnie ignorować.
-Muszę zatrudnić Louis jako prywatnego kucharza. Sorki Miranda zwalniam Cię.- stwierdziłam po skończonym posiłku.
Dziewczyna prychnęła i odwróciła się udając obrażoną, a chłopak roześmiał się szczerze.
Harry jeszcze tylko chwilę miał wyrzuty, że nie podzieliłam się z nim jajecznicą, a potem zobaczył psp.
Włączyłam mu tekkena, a chłopak zachowywał się jakby go nie było przez kilka godzin. Z Mirandą postanowiłyśmy obejrzeć ponownie pierwszą serię Plotkary. Na szczęście okazało się, że Lou też bardzo lubi ten serial.  Tą piękną sielankę przerwał głośny huk przy drzwiach.
-Scarlett!- wykrzyknął Drake.
-Tu jestem.- wyszeptałam.
Już po chwili był w salonie. Zmęczony, zdyszany i spocony. Jego ubranie zostało prawie w całości zniszczone. Koszulkę miał całą podziurawioną. Tuż za nim pojawili się rodzice. W oczach mamy widać było jedynie strach. Ubranie taty nie różniło się wiele od stroju Drake. Także porwane.
-Co się stało?!- zapytałam przerażona.
Nie uzyskałam odpowiedzi. Cała trójka westchnęła z ulgą. Mój brat mocno nie przytulił i ucałował w czoło.
-Nasz wróg jest potężniejszy niż nam się to wydawało.- wyszeptał tata.- Drake ty idź się przebierz i wykąp. Chłopcy zostańcie. Będziecie nam potrzebni. Przykro mi Mirando, ale obawiam się, że musisz już wrócić do domu. Twoja mam dzwoniła do nas już ze dwadzieścia razy.- rozkazywał tata.
-Odwiozę ją.- zaproponowałam.
-Nie, ty zostajesz w domu.-zarządziła mama.-Ja ją odwiozę. Mirando, chodź kochanie.
Przyjaciółka pocałowała mnie w policzek i ruszyła do samochodu.
Zdenerwowana ponownie zajęłam swoje miejsce na kanapie.
-Należą mi się jakieś wyjaśnienia, nieprawdaż?- warknęłam.
-Zaraz się wszystkiego dowiesz córeczko daj się nam wszystkim odświeżyć.- powiedział tata i wyszedł.
___________________________________________
Proszę kolejny rozdział :3
Jutro chyba nie dodam, ale może jakoś mi się uda :)
Mam do Was, takie pytanko. CZY IMIĘ FELIX (z łaciny szczęśliwy) DLA KOTA  JEST FAJNE?
PROSZĘ, BO TO DLA MNIE WAŻNE ♥

wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział VIII


Miłego czytania :)

Drake zbladł. Tak smutnego nie widziałam go jeszcze nigdy.
Był przerażony. Trząsł się. Miranda obejmowała go i tłumaczyła, że nie chciałam, że nie muszę sobie o tym przypominać. To mnie zabolało. Moja własna przyjaciółka przeciwko mnie?
Ale zrobiło mi się go szkoda. Zrozumiałam, że to nie była jego decyzja. Ktoś oto prosił tylko pytanie, kto?
-Dobra nie ważne.- szepnęłam i położyłam rękę na głowie brata.- Uspokój się, proszę.
 Z trudem przełknęłam ślinę i odwróciłam od niego wzrok.
-Mirando zostań z nim.- szepnęłam.
Pobiegłam na górę założyć czyste ubrania. Pokój był w tak samo okropnym stanie jak go zostawiłam. Na wielkim ciemnym łóżku nadal leżała skotłowana fioletowa pościel. Koło mojego ulubionego mebla w całym domu stała szafka nocna, na której znajdowało się wszystko oprócz tego, co powinno na niej być. Według założeń mojej mamy na szafeczce powinien stać budzik, jakieś chusteczki, ewentualnie zdjęcia. Natomiast ja zrobiłam sobie z Niej taką małą graciarnie. Wszystko, co było nie potrzebne leciało na lub do tej szafki. Przez co panował na niej wieczny chaos.
Na lewo od łóżka stało moje hebanowe biurko. Nie było tak zagracone jak szafka, ale też pozostawiało wiele do życzenia.  Cały mój pokój zasługiwał na wielkie wiosenne porządki. Cóż spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem cholerną bałaganiarą, ale teraz nie miałam na to ani czasu ani ochoty.  Otworzyłam mały balkonik i wyszłam na zewnątrz. Zimne kafelki drażniły moje stopy. No tak, buty!
Szybko cofnęłam się po moje ukochane Conversy i założyłam je skacząc po całym pokoju. Gotowa do wyjścia. Stanęłam przed białą barierką na balkonie i zgrabnie zeskoczyłam na dół. No tak, po co używać drzwi?
Szłam powoli uliczkami rozświetlonego miasta. Atmosfera była zupełnie inna od tej rano. W tych godzinach Seattle tętniło życiem.  Mam nadzieję, że tym razem nic nie przerwie mojego spaceru.
Po chwili zastanowienia wkroczyłam do mojej ulubionej kawiarni.
-Scarlett!- wykrzyknęła dziewczyna za ladą i uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Cześć Kate!- kiwnęłam głową w jej stronę.
Szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny i pocałowałam ją w policzek.
Zajęłam moje ulubione miejsce tuż przy oknie i wpatrywałam się w nie.
Nie musiałam składać zamówienia, żeby dostać to, co chciałam. Przychodziłam tu tak długo, że gdy tylko Kate widziała mnie w drzwiach już szykowała dla mnie napój, który odpowiadał mojemu nastrojowi. Zazwyczaj trafiała w dziesiątkę!
Tym razem postawiła mi przed nosem espresso macchiato, które w jej wykonaniu smakowało niczym nektar bogów.
-Dziękuję kochana.- mruknęłam i zabrałam się do powolnego delektowania się napojem.
Musiałam przemyśleć cały ten dzisiejszy poranek. Poprosiłam przyjaciółkę o kawałek kartki i długopis.
Wręczyła mi je chętnie i bez pytania. Od razu zaczęłam notować;

-Spotkałam chłopaka z moich snów, który wcześniej uratował mnie przed śmiercią we własnym domu.
-Przeze mnie zginęła młoda niewinna dziewczyna.
-Ktoś chcę mnie zabić.
-Drake wymazał mi wspomnienia.

-Musiał to zrobić.- usłyszałam cichy szept nad moim uchem.
Wzdrygnęłam się i odruchowo zgniotłam kartkę. Wcisnęłam ją jak najgłębiej do kieszeni spodni. Za mną stał Harry z nonszalanckim uśmiechem.
-Co?- szepnęłam.
-Musiał to zrobić. On by Cię zniszczył.- powiedział i zajął miejsce naprzeciwko.- Jesteś strasznie naiwna Scarlett.
-Umiem zadbać o siebie sama.- warknęłam.
-Oh, nie wątpię w to.
Prychnęłam i odwróciłam wzrok. Kłamał, nie musiałam patrzeć na jego aurę, żeby to wiedzieć.
-Mogę Ci zapewnić, że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.- powiedział i poczochrał moje idealnie ułożone włosy.
-Harry, naprawdę nie mam teraz ochoty na rozmowy.- jęknęłam.
-Ale ja mam.-odpowiedział.
-Dobrze. W takim razie to ja wyjdę.
Rzuciłam przelotne spojrzenie Kate i wyszłam z lokalu zła na samą siebie. Choć po części na Harry’ego. Nie lubię go. Nie ważne, że jego zadaniem jest mnie chronić. Naburmuszona jak małe dziecko skierowałam się do lasu. Najwidoczniej tylko tam mogłam być sama. Szłam instynktownie omijając każdy mały korzeń wyrastający mi pod nogami. Znałam w tym lesie każde drzewo, każdy większy kamyk. Nawet miałam swój ulubiony. Tuż nad rzeką. To na nim siadałam, gdy byłam mała, żeby pomyśleć. Ale tym razem kierowałam się do wyznaczonego celu. Na piękną zieloną polankę w środku lasu. Odkąd sięgam pamięcią przychodziłam tutaj. Nie wiem skąd znałam to miejsce. Po prostu znałam i już.  Rozsiadłam się wygodnie na chłodnej trawce i wpatrywałam się w niebo.
Byłam tak zaabsorbowana wsłuchiwaniem się w leśną ciszę i śpiew ptaków, że zapomniałam o tym, że tutaj także biegnie czas.
A może by tak?- pomyślałam i wzbiłam się w górę.
Właśnie w takich momentach czułam, że mogę wszystko. Unosiłam się nad polanką radośnie poruszając białymi wielkimi na dwa metry, śnieżnobiałymi skrzydłami.
Zaśmiałam się z własnego zaskoczenia i euforii. Jeszcze raz niech ktoś mi powie, że latanie nie jest przyjemne.
-Widzę, że korzystasz z życia aniołeczku?
Głos, który przerwał moją radość był zimny. Nie było czuć w nim, ani grama zaskoczenia. Przerażona spojrzałam w dół.
-Nie za dużo emocji jak na jeden dzień?- szepnęłam.
Nagle coś ciężkiego rzuciło się na mnie i zwaliło na ziemię. Odruchowo schowałam skrzydła i zaczęłam się bronić.
-Przestań.- syknął mi do ucha.
Posłuchałam się go. W końcu już raz uratował mi życie. Może tym razem mnie nie zabije.  Chłopak odłożył mnie delikatnie na ziemię i ruszył w kierunku kobiety w średnim wieku. Przede mną rozegrała się scena walki. Na chwiejnych nogach zaczęłam się zbliżać do dwóch walczących postaci. Ledwo mogłam ich rozróżnić. Ich sylwetki zlewały się w jedną przez prędkość, z jaką obydwoje atakowali.
Po chwili kobieta zniknęła. Mój wybawiciel podszedł do mnie ocierając nadgarstkiem krew, który spływała mu przy kąciku ust.
-Słuchaj, nie mogę cały czas cię pilnować.- syknął.- Wiem, że masz swoich speculatorów (łac. Strażników), czemu nie ma ich przy tobie, teraz?! Ty też powinnaś na siebie troszeczkę bardziej uważać!
Patrzyłam na niego z otwartymi ustami.
-Kim jesteś?- szepnęłam.
-To nie jest teraz ważne. –machnął ręką.- Nie rozumiesz, że tu chodzi o twoje życie?! Musisz byś ostrożna. Grozi Ci niebezpieczeństwo.
-Jak masz na imię?- pisnęłam.
Chłopak przeczesał ręką włosy i spojrzał na mnie sowimi dwu-kolorowymi oczami. Dla mnie to był jego znak rozpoznawczy.
-Christian. Mam na imię Christian.- szepnął i znikł tak samo szybko jak się pojawił.
Dopiero teraz zauważyłam, że robi się już ciemno. Wstałam i zaczęłam biec nie oglądając się za siebie. Byłam zła. Ten chłopak ma wahania nastrojów jak kobieta w ciąży! Co on sobie myśli?! Tak po prostu zjawia się w moim życiu i przewraca je do góry nogami jeszcze bardziej!
Zdyszana dobiegłam do domu. Drake i Miranda chyba gdzieś poszli, bo nie było ich w pokoju. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki z szynką i serem. Zaniosłam talerzyk do salonu i rozłożyłam się na fotelu. W wiadomościach właśnie mówili o zabójstwach. Zdenerwowana wyłączyłam telewizor i ruszyłam na górę. 
W korytarzu na lustrze wisiała mała żółta karteczka „Pojechałem odwieźć Mirandę wrócę za niedługo”. Prychnęłam i ją zgniotłam.
Nie miałam ochotę na przesłuchanie przez brata. Rodzice zapewne byli w pracy. Przynajmniej o nich nie musiałam się obawiać. Wzięłam szybki prysznic i starałam się opanować emocję, jakie za każdym razem wzbudzał we mnie tajemniczy chłopak.
-Christian.- szepnęłam i zasnęłam.
__________________________________________
Okej, naprawdę Was kocham :* Dlatego dostajecie ode mnie codziennie nowy rozdział :D
Bardzo się cieszę z ilości komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że tutaj też tyle będzie :)
Wchodźcie do zakładki bohaterowie :3

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Ogłoszenia Parafialne.

hahahhahhaa 666 odwiedzin XD
Szatan się mną interesuje :3
peszek oj peszek.
Zapraszam Was do zakładki bohaterowie. Znajdziecie tam dość skrócone opisy naszych głównych bohaterów i ich zdjęcia :D